Najprzyjemniejszy moment całego tygodnia to planowanie menu na tydzień następny. Właściwie jest to raczej proces szukania inspiracji, który, odkąd zaczęłam regularnie gotować, staje się moim hobby. W wolnych chwilach przeglądam różne blogi i zapisuję sobie linki do przepisów, które mi się spodobają. Luźne inspiracje na przyszłość, których jednak nigdy nie byłabym w stanie odnaleźć później. Do robienia planu i listy zakupów siadam jednak raz. Najbardziej lubię zabierać się do tego w sobotę rano. Z poranną kawą i notesem przeglądam internet, zapisane inspiracje i robię plan. Często jednak potrzebuję zrobić zakupy wcześniej, idealnie jest gdy dostawa z Tesco przyjeżdża w piątek wieczorem lub w sobotę rano. Wtedy w sobotę przed południem mogę pojechać na Stary Kleparz i uzupełnić zakupy o warzywa, ewentualnie sery i jajka, a przez cały weekend nie muszę martwić się już zakupami. Dlatego najwygodniej jest zrobić plan i listę w czwartek lub piątek po pracy.
Weekend
Robienie planu zawsze zaczynam od przeglądu lodówki i sprawdzenia, czy nie zostało w niej coś z poprzedniego tygodnia, co trzeba zużyć w pierwszej kolejności. Mój stan lodówki na piątek wieczór to:
- kilka kawałków upieczonej dyni z poprzedniego dnia
- pół puszki pomidorów
- marchewka, pietruszka, kawałek selera, imbir
- kawałek sera Dziugas
Będzie z tego w sobotę zupa - krem z dyni i pomidorów (lekko zmodyfikowany przepis http://www.kwestiasmaku.com/kuchnia_polska/zupy/zupa_dyniowa_z_imbirem_pomarancza/przepis.html z Kwestii Smaku), posypana tartym serem, prażonym słonecznikiem i pietruszką, którą dokupię na targu w sobotę.
W niedzielę lubię bardziej poeksperymentować, wypróbować jakiś bardziej pracochłonny przepis, a w lecie jeśli mam ochotę na improwizację, zdaję się na to co mnie urzeknie na targu. W niedzielę gotuję podwójną porcję i mam od razu obiad na poniedziałek.
Od wiosny nie jem mięsa i staram się gotować z produktów sezonowych. Całe lato i jesień były pod tym względem bardzo proste i pełne moich ulubionych pomidorów, cukinii, potem bakłażanów, dyń i grzybów… Z pewnymi obawami oczekiwałam na zimę, nie mając za bardzo pomysłu na przetrwanie. Z pomocą przyszedł jednak Kleparz, który jak na dłoni pokazuje, co w Polsce je się w zimie. Wszędzie suszone owoce i grzyby, piękne kapusty, stosy jabłek i gruszek, wszystko co rośnie pod ziemią: ziemniaki, buraki, marchewki, zapomniana przeze mnie zupełnie fasola Jaś i jak się okazuje, najmodniejszy produkt roku: jarmuż. Morze inspiracji ale też nowe wyzwanie: kuchnia polska w wersji bezmięsnej. Z pomocą przychodzą również sprowadzane z cieplejszych krajów pomarańcze, mango i granaty, na które też jest teraz sezon. Dotarła do mnie już paczka z Masali, więc w tym tygodniu nie zabraknie też orientalnych smaków.